na granicy snów wytartych
anielskich skrzydeł pada cień
na zbrukany słońcem chodnik
na tęsknotą lśniące oczy ludzi
zapatrzonych za horyzont
aby własną ujrzeć twarz
herbata na stole już nie paruje
i gwizd czajnika zamknęły wspomnienia
anielskich oczu spojrzenie by mogło odmienić
ukryte w cieniu marzenia o cieple
na dzwonach kościoła zaległa znów cisza
wtulony w szepty odchodzi na zawsze
zabiera ze sobą złudzenie wieczności
i skrzydeł anielskich cień tonie
w nieprzeniknionej ciemności spojrzenia
z którego wraz z życiem wyciekła nadzieja
uleciała do słońca gdzie trwać będzie wraz z tobą
na wieki wieków lub nawet rok dłużej
a na granicy snów tamtych
spocznie raz jeszcze cień skrzydeł anioła
na chodnik w bliskości twojej skąpany w słońcu
i na tęsknotę co się w obłok zmieniła i znikła
w oczach ludzi mających horyzont
we własnych dłoniach w uśmiechu dla siebie