ryba120312

 
Adăugat: 12.02.2015
Gdyby ptak kochał rybę ...to gdzie by mieszkali?
Puncte1mai mult
Nivelul următor: 
Puncte necesare: 199
Ultimul joc jucat
1000

1000

1000
3 ani 303 zile în urma

bieda

Jarosław Kuisz: Czy w 2015 r. w Polsce jest bieda?

Elżbieta Tarkowska: Tak.

Rośnie czy maleje?

Apogeum ubóstwa mamy za sobą. Punkt szczytowy wzrostu biedy w Polsce przypadł na lata 2004–2005. Krótko mówiąc, według badań budżetów gospodarstw domowych prowadzonych systematycznie od lat 90. przez Główny Urząd Statystyczny, apogeum biedy w III RP nastąpiło za czasów rządów Leszka Millera i SLD. Warto o tym pamiętać, bo bieda jest zinstrumentalizowana politycznie. Pojawiają się na przykład wypowiedzi polityków lewicy, zdaniem których teraz na wsi to jest nędza… Oczywiście, badań samego zjawiska biedy nie można wiązać z nazwiskami czy poglądami politycznymi. Bieda nie jest stanem, tylko procesem narastającym przez lata.                  W Polsce Ludowej bezrobocie i ubóstwo starannie ukrywano. Pojawiały się na przykład tzw. przerwy w pracy. Natomiast na początku lat 90. pod wpływem restrukturyzacji gospodarki pojawiło się masowe bezrobocie, o którym mówiono już powszechnie. A to bezrobocie stanowi jedno z głównych źródeł biedy. Dochody realne uległy znacznemu obniżeniu, a wiele państwowych dotacji zlikwidowano. Skutkiem tego podwoiła się liczba osób uzyskujących niskie lub bardzo niskie dochody i charakteryzujących się niską lub bardzo niską konsumpcją. Z kolei wstąpienie Polski do Unii Europejskiej – a konkretnie pojawienie się dopłat bezpośrednich i reformy polityki społecznej – poprawiło sytuację. Od tego momentu notujemy spadek ubóstwa.
Kryzys w 2008 r. Polski nie dotknął ( byliśmy takzw, zieloną wyspą )– nie widać tego we wskaźnikach ubóstwa. W latach 2012–2013 obserwujemy nieznaczny wzrost ubóstwa skrajnego – z poziomu ok. 5–6 proc. do ok. 7,4 proc. ludności. Sytuacji tej nie ma co jednak porównywać z okresem 2004–2005, kiedy problem ten bezpośrednio dotykał co ósmego Polaka. Na te wskaźniki wpływ mają stosowane miary, które się zmieniają. Dla obecnego ubóstwa charakterystyczne jest współistnienie czynników zwiększających prawdopodobieństwo bycia ubogim, z których najważniejsze są dwa: długotrwałe bezrobocie i wielodzietność.
Badania GUS obejmują wydatki, konsumpcję – nie dochody. Z kolei Instytut Pracy i Spraw Socjalnych wprowadza koszyk dóbr niezbędnych do zaspokojenia potrzeb – miarę dostosowywaną do poziomu inflacji, która powinna odzwierciedlać zmiany w polskiej gospodarce. To dobra wystarczające do przeżycia, których nie może być mniej, bo biologicznego przetrwania nie da się przełożyć w czasie. W 2013 r. koszyk ten wynosił 551 zł dla gospodarstwa jednoosobowego, a 1486 zł dla gospodarstwa czteroosobowego. To jest minimum egzystencji. Są i inne miary. Np. tzw. miara ustawowa, czyli próg interwencji socjalnej – przy jakich dochodach człowiek ma prawo ubiegania się o zasiłek i dostaje go niejako z urzędu. Jest też „ubóstwo relatywne”, którym określa się gospodarstwa, których dochód nie przekracza 50 proc. średnich dochodów gospodarstw w kraju. Utrzymuje się na poziomie 16–17 proc., nazywam je też „ubóstwem umiarkowanym”. Zachodzą zmiany, ale w Polsce nie ma aż tak wysokiej stopy ubóstwa, jaka występowała 10 lat temu.
 Bieda jest instrumentalnie wykorzystywana przez polityków. Polityk powie jakąś bzdurę na konferencji prasowej czy w wywiadzie, a dziennikarze tego nie sprawdzają. Nikt nie oponuje. Pojawiają się absurdalne hasła: „2 miliony głodnych dzieci w Polsce!”, gdzie indziej „pół miliona głodnych dzieci w Polsce!”. Powołują się na dane wyssane z palca lub na innych badaczy.
W PRL-u inny był poziom życia i inne były aspiracje. Dziś nie porównujemy się tylko z tym, co mamy i co mieliśmy 20 lat temu, ale z tym, co byśmy chcieli mieć teraz i jak innym się żyje na świecie. To pojmowanie „godnego życia” nam się zupełnie zmieniło. I bieda może być dobrze ubrana. Wstrząsnął mną kiedyś widok żebraczki ze złotymi pierścionkami. Ale na chleb nie miała!

Według GUS od momentu wejścia do Unii średnie dochody rolników podwoiły się. Wzrosły o 107 proc. – to jednak robi wrażenie.

Statystycznie w Polsce mieszkańcy wsi są nadal biedniejsi od mieszkańców miast. Mimo znacznej poprawy sytuacji rolników, 13 proc. z nich żyje w skrajnej biedzie; część mieszkańców wsi utrzymuje się z zasiłku. W tej grupie odsetek biednych jest prawie dwukrotnie wyższy niż w całym społeczeństwie.

Skoro bieda najbardziej dramatyczny wyraz przybrała 10 lat temu, to czy podobnie jest z nierównościami? Wedle danych Eurostatu w ostatnich latach nierówności dochodowe w Polsce maleją.

Tak, w Polsce wskaźnik Giniego się spłaszcza. Ten wskaźnik najwyższy jest dziś w Rosji i na Ukrainie. Tam są dramatyczne nierówności. Jednak problem nierówności w Polsce to także problem dziedziczenia pozycji społecznych. I częściowo wpływu mediów, które pokazują młodym ludziom świat sukcesu, galopującej konsumpcji, powodzenia mierzonego dobrami, które można kupić. Jest to punkt odniesienia, który pobudza aspiracje, ale jednocześnie może frustrować.

Oczywiście. Urodzeni po 1989 r. mają zupełnie inną perspektywę niż osoby, których pamięć o PRL-u jest ciągle żywa. Kilka lat temu zrealizowałam badanie na temat zmiany wyobrażeń biedy w Polsce – okazało się wówczas, że osoby żyjące w Polsce z zasiłków doskonale orientowały się w wysokości podobnych świadczeń na Zachodzie i porównywały je. Zasiłki, a nie zarobki! Czy w takiej sytuacji można w ogóle mówić o głodzie sukcesu?

A pani uważa, że te 25 lat III RP było sukcesem?

Ależ to nie ulega żadnej wątpliwości!

Elżbieta Tarkowska

profesor socjologii, specjalistka w zakresie socjologii ubóstwa.