Napisałem to powodowany żałobą po śmierci pewnej osoby, która w gruncie rzeczy była mi obca, ale jej nagła śmierć mimo wszystko mną wstrząsnęła. :( Wiem, że to nieodpowiednie miejsce, ale ostatnio spędzam tu sporo wolnego czasu, dlatego zostawiam to tutaj. I naprawdę już więcej nie będę. Obiecuję i przepraszam. Po prostu musiałem to z siebie wyrzucić, bo myślałem, że pęknę. :(
trochę bardziej samotni
ubrani w te same pęknięcia twarzy
odrobinę zamgleni w tym swoim zmęczeniu
szukamy drogi do dawnych swych marzeń
a tylko stoimy w niezmiennym złudzeniu
mówimy bez przerwy i w kółko to samo
lecz już zupełnie innymi słowami
to co nam wzięto zapamiętamy
aby nie pękło na końcu wraz z nami
oddychamy powoli lecz jeszcze łapczywie
myślami się śliniąc i prosząc o więcej
czujemy jak ciągle los drwi z nas parszywie
więc bezmodlitwnie splatamy ręce
trzymamy kurczowo pomiędzy palcami
świat który minął nie wiedzieć kiedy
głaszczemy go cicho mlecznymi wąsami
i jest nam dobrze dokładnie jak wtedy
zapamiętamy dźwięk kroków w oddali
gdy któryś ze światów znów nam się ulotni
dopóki zdołamy będziemy tu stali
nawet jeżeli wciąż bardziej samotni
będziemy oddychać uboższym powietrzem
skąpani w słońcu pomiędzy łzami
aż nasze oddechy przeminą na wietrze
i czyjś cały świat odejdzie wraz z nami