Monika Sylwia Ziemann
Trzeci Maja
Trzeci Maja radość budzi,
w ten dzień wolność łączy ludzi,
w całym kraju wiszą flagi,
to jest święto wielkiej wagi.
Defilady w każdym mieście...
Sztandar w górę - hej - podnieście!
A na piersi orzeł biały,
dumny ze mnie Polak mały.
Ta cisza ma ze śmierci coś
i coś z pogorzeliska,
po cichu ryczy ranny łoś
i rzadko gdzie się błyska.
Dostojnie kroczy ciszy król
i tyle w nim powagi,
w milczeniu smutek jest i ból,
a przecież król jest nagi.
Ten wieczór ma z pogardy coś
i coś tu pachnie klęską,
pochodnie zgasły jak na złość,
kto dłoń mi poda męską?
Dostojnie kroczy ciszy król
i tyle w nim powagi,
w milczeniu smutek jest i ból,
a przecież król jest nagi.
Ten uśmiech ma z podłości coś
i coś tu pachnie strachem,
zamknięte drzwi gdzieś zastał ktoś,
uciekła dziewka z gachem.
Wesoło kroczy śmiechu król
i tyle w nim jest blagi.
W tym śmiechu smutek jest i ból...
Odejść stąd na zawsze
I by łzy wspomnieniem były.
Nie obchodzi mnie rodzina
I czy po mnie będziecie płakać;
Nie chcę dłużej cierpieć
I z rozpaczą wciąż się zmagać.
Więc odchodzę już na zawsze,
Już mnie nigdy nie odnajdziecie.
Chcę poprostu umrzeć
I czy jest w tym coś dziwnego?
długa bezsenna noc
dręczy koszmarami
oplatając swoimi mackami
zmęczone ciało
nie jest w stanie odpocząć
zastyga w bezruchu
pragnie snu lecz nie
tajemnicza i złowroga siła
w długim korytarzu ciemności
za zamkniętymi drzwiami
zatrzymuje słodki sen
opadają ołowiane powieki
zmęczenie
lecz zamiast snu
tylko chłodny powiew
powodujący dreszcze
cierpi
tymczasem bezsenna noc trwa
pragnienie snu i spokoju
odpoczynku w ciszy
niespełnione
gdzieś w oddali zaszczekał pies
koszmar trwa
ukazując nieznane obrazy
wytwory fantazji
o których chce zapomnieć
wymazać z pamięci
niestety nocna mara
karmi organizm i umysł
podsuwa następne smutki
na czarnym talerzu
wilgotnym od łez
szloch i płacz
wypełnia ciszę nocy
wycieńczony wyciąga ręce
z prośbą o sen
o chwile wytchnienia
promyk radości
zmęczony patrzy w okno
szepcząc prosi
aby ciemną zasłonę nocy
rozjaśnił dzień
rozpuścił w słonecznym blasku
wtulony w pościel
w milczeniu oczekuje
tylko już nie na sen
pełnym koszmarów
a na dzień
aby wtopić się w zgiełk
zniknąć pośród ludzi
i zapomnieć jak najszybciej
o tej bezsennej nocy
ulga
choć zmęczony
patrzy z nadzieją
Zostań. Moje serce płonie.
Zostań. Ono chce do ciebie.
Nie odchodź. Przytul mnie jeszcze,
Bo bez ciebie gubię sama siebie.
Zostań. Kochaj mnie bez końca.
Zostań. Potrzebuję tego.
Nie odchodź. Spójrz na mnie znowu.
Potrzebuję anioła swego,
którym jesteś ty;
Tylko ty dajesz mi
siły, ciepła, wiary w siebie,
w ciebie, w miłość,
w cały świat.
Kochaj. Tak jak ja cie kocham.
Kochaj całym swoim sercem.
Nie odchodź. Pragnę byś był przy mnie,
Wtedy ja szczęśliwa będę.
Kochaj. Wszystko będzie dobrze.
Kochaj. Będę twym natchnieniem.
Nie odchodź. Otrzyj moje łzy.
Jesteś dla mnie tym marzeniem,
które spełnić chcę;
To o tobie śnię
dniami, nocami - tylko ty.
Żyję, by z tobą być,
u twego boku szczęśliwie tkwić.
Tylko ty dajesz mi
siły, ciepła, wiary w siebie,
w ciebie, w miłość,
w cały świat.
Do psucia wystarczy głupota,
fala rozdartych emocji,
niedbałe szukanie nieba,
i sidła wzajemnej destrukcji.
Trudno o punkt oparcia
dla zmysłowej tęsknoty,
gdy rzeczywistość błądzi,
a duch ma ze sobą kłopoty.
Gdzie przyszłość z dymem płonie,
zazdrość parodią jedności,
tam kpiną zaufanie,
a gniew pogrzebem miłości.