beauti_46

 
lid geworden: 13-07-2006
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Punten154meer
Volgend niveau: 
Benodigde punten: 46
Last game
Dobbelsteen

Dobbelsteen

Dobbelsteen
10 uren geleden

Wyjazd....

do Szczecina. Super, wreszcie siê wyrwê z tego wariatkowa. Ja, naiwna, myślałam, że po 28 lutym uspokoi siê trochê w pracy. Gdzie tam. Ksiêgowość robi bilans i wszystko im trzeba wyjaśniać na nowo. Dzisiaj przyszła E. i znowu prosiła o wyjaśnienie pomyłkowo przekazanego komornika, bo Pani R. nic z tego nie rozumie. Tłumaczyłam długo i namiêtnie aż zrozumiała. Mówiê Edytce, że po raz kolejny, jak po czymś nieświeżym odbija nam siê ten (jej) błąd. Teraz trzeba wyjaśnienia składać dodatkowo na piśmie. Przyniosły mi pismo z 67 pozycjami do wyjaśnienia. Na cito! Porąbało je chyba. Tonê w pisemkach. Biorê 3 dni urlopu i wyjeżdżam, niech siê W. trochê zajmie tymi sprawami. B. powiedział, że odchodzi. Też ma już dosyć 'balona'. Powiedziałam mu, że musi mnie bardzo nie lubić. On do mnie: -Córeńko!! a ja, - Córeńko? To ja już sierotą bêdê. Kurcze, odchodzą sami wartościowi ludzie: najpierw Zośki teraz B. a cała reszta trzyma siê mocno. Chciałabym mieć już wiek emerytalny (ten wcześniejszy) i móc odejść na emeryturê. Niestety, narazie mogê wziąść sobie parê dni urlopu i trochê zmienić klimat. W Szczecinie bêdzie jeszcze Mira i Ted to znaczy, że bêdzie fajnie. No to jadê.

 


Wiosna, wiosna, Ach to Ty.....

    Jak przyjemnie wiosennie siê zrobiło. Od samego rana (11:56) biegałam satelita ze ścierką po domu. Podłogi, okna, drzwi (wejściowe - znaczone przez kotki, które też poczuły wiosnê i zaczêły odwiedzać Kitkê), meble. Pranko. No i jak siê tak już dobrze rozpêdziłam to wylądowałam w ogródku. I dalej wyrywać, kopać, grabić i palić. Ale siê uwêdziłam. Z ziemi już wychodzą śpioszki, krokusy, tuipany, irysy i jeszcze inne, których nie znam. Jak fantastycznie już ptaki śpiewają. Cudownie.

Spotkanie...

z Zosiami było fantastyczne. Ładowałam akumulatorki. Przy rybce i winku gadało siê wyśmienicie. Najwiêcej o dziwach w pracy; o akcji 'PITy', o Pani H., z którą nie przedłużyłam umowy o pracê, o rankingu 'TOP80', nowej kandydatce do pracy Pani B., o giełdzie i moim niezbyt fortunnym debiucie - wlazłam w ten interes w najgorszym momencie, kiedy akcje były na szczycie no a zaraz potem, w związku z Chińczykami i Amerykanami, wszystko zaczêło lecieć na łeb na szyjê, a ja patrzê jak mój kapitalik topnieje. Jednak nie wpadam w panikê jak B. -'wszystko sprzedałam', ale na drugi dzień zaczêła coś tam znowu kupować, poczekam, w końcu do cholery bêdzie jakiś zakrêt i zaczną akcje znowu iść w górê. Było trochê o rodzinie a zwłaszcza o dzieciach. T. Pani Z.D. umoczył i teraz siê przygląda, ale do zajêcia stałego siê nie kwapi. Nie chciała wiêcej mówić. Z.H. mówiła coś o samotności ludzi starszych, czyżby zaczêła Jej doskwierać (?). Pan B. o tym, że żona może książkê napisze w tym roku (namawia ją do tego, przydałaby siê pożądna książka o homeopatii w Polsce). W. zaczynała opowiadać różne historie z pracy a potem zawsze było: - 'Opowiedz Beata jak to tam dalej było'. Mówiłyśmy o nowym programie i kompletnym braku wyczucia Pani E.K. odpowiedniego momentu na jakiekolwiek prezentacje, czy analizy problemu. Na prezentacjê programu umówiła siê z firmą na 14-go dzień przed wysyłaniem przez nas PŁATNIKA, no i brak tego dnia odbijał siê nam potem czkawką w postaci korekty przelewu. Piłam b. smaczne czerwone wino kalifornijskie GALIA (a może inaczej siê nazywało). Zrzutka do kuferka i koniec spotkania. Koniecznie trzeba to powtórzyć.

Ach te pity kochane

    No, wczoraj to była akcja. Ostatni dzień na wysłanie PITów do ludzi i do US, a nasza bezosobówka.... cały pokój tonie w kartonach, pudełeczkach i stosikach. Przez cały dzień walczyli by te kochane pity wynieść do kancelarii no i.... nie zdążyli. Około 16-tej pytam siê czy wszystko wysłaliśmy, a oni (tak zupełnie spokojnie) że nie, że jeszcze czêść została na jutro. Na jakie jutro, jutro to już bêdzie futro i 1 marca. Za wysyłkê po terminie jeszcze siê nam oberwie. A to już by było naprawdê niesprawiedliwe, żeby za taką straszną robotê dostać zamiast pochwały, ochrzan. Idziemy z W. do E.K. złożyć meldunek i prosić o ratunek. Ta zawołała S. no i dwie panienki z kancelarii, musiały zostać nieco dłużej. My deklarujemy im pomoc, uśmiechamy siê dwoimy i troimy, a te bomby nabzduczone ani siê odezwą, bo w dniu dzisiejszym to one "swojego życia prywatnego" to już żadnego mieć nie bêdą. Kurde, jak my od trzech miesiêcy zasuwamy na najwyższych obrotach, że o życiu prywatnym, a właściwie o jego braku, nie wspomnê, pracując po 11-13 godzin na dobê i w niedziele również to jest wszystko OK (?!!??!). Jednak to jest prawda, że GłUPICH ROBOTA KOCHA. No ale, z Bożą, dwóch panienek z kancelarii i Pana B. pomocą udało siê zawieść wszystkie PITY na pocztê. Huraaaaa. Teraz można jechać na Hawaje odpocząć troszeczkê. No to starujê. Cześć.

I hate men

    Wczoraj... to była ostatnia niedziela, w którą pracowałam. Umówiłam siê z Anią i Ryśkiem, że przyjadą po mnie po południu i pojedziemy do IKEI, przy okazji sobie zjemy tam obiadek. Miało być miłe popołudnie. Maria was enjoyed of it. No i..... Rysiek musiał oczywiście wszystko zepsuć. Poleciałysmy z Anką do baru coś zamówić a jego nie ma i nie ma. Dzwoniê: - Gdzie Ty jesteś?. - Po sklepie chodzê. _ Czemu nie przyszedłeś do baru? - Nie zapraszałyście mnie. Potem pojawił siê, minął nasz stolik, zawrócił i tyle go było. Obraził siê. Kurde, czemu ja mam poczucie winy?. A łaź sobie po sklepie jak Ci siê tak podoba. On ma chyba coś takiego w genach, że zawsze musi zepsuć mile zapowiadający siê dzień. Nienawidzê facetów. Uważają siê za pêpki świata a tymczasem nie jeden bez kobiety zginął by z głodu i brudu, jak np. Pan R. Ambicji nie mają, siedzą bez pracy w domach i pierdzą w stołki a żony posyłają do pracy, siedzą im w portfelach i pozwalają siê utrzymywać. To są mêżczyźni?!. Miêczaki i nieroby.