Zbliża się ten czas. Czas błyszczących światełek, brokatów, anielskich piórek, dzwoneczków i pachnących piernikiem domów. Jednak nie dla każdego jest to dobry, miły, radosny czas, bo... znów kogoś ubyło, ktoś zniknął łamiąc serce, zabrakło na rachunki, upominki, ktoś się rozchorował, nie mógł odwiedzić bliskich, ktoś sobie nie poradził, bo wpadł w szpony nicości.
Święta to nie zawsze radość, muzyka, blask, rodzina jak z reklamy. Często to szarość, przetrwanie, gorzkie łzy matki/ojca, zasmucenie, głuchy telefon, wzrok skierowany na drzwi i multum przemyśleń. Jednak jedno co może nas połączyć w tym okresie niewidzialną nicią (bez względu na wszystko) to...magia serca i dłoni.
Magia czynienia. Skoro nie ktoś więc może my? Wykręcimy numer, wyślemy kartkę, przeprosimy, zaprosimy, otworzymy serce na oścież jak drzwi? Tak często zapominamy, że to co najlepsze jest ciągle w nas. Ukryte pod bluzą, marynarką czy starą sukienką.
Ukryte w ciepłym blasku oczu, nieśmiałym uśmiechu, dotyku zimnej dłoni. W młodzieńczym licu czy w drobniutkiej pajęczynie zmarszczek. A nade wszystko w czystym sercu z odrobiną szczerych chęci. Bo tylko tego potrzebujemy, by cokolwiek zmienić. No i może jeszcze ramion, by przytulić lub zostać przytulonym. To zawsze jest "w cenie".Niech zatem w ten wyjątkowy czas coś pięknego zrodzi się w każdym z nas. Bądźmy cudem dla innych i sami cudów doświadczajmy. Nie tylko od święta. I nie tylko wtedy, gdy jest dobrze i pięknie.